Dziś Dzień Ojca. W Tajlandii ten wyjątkowy dzień obchodzony jest w grudniu. W 2015 r. mieliśmy przyjemność uczestniczyć w ostatnim urodzinowym przejeździe rowerowym na cześć Ojca wszystkich Tajów - Króla Bhumibol Adulyadej. Było to niesamowite przeżycie. Tysiące uśmiechniętych Tajów na rowerach częściowo wstrzymało ruch samochodowy w Bangkoku. Widok niecodzienny. Zapraszam na relację z tego właśnie dnia. Tekst powstał w 2016 r., kilka tygodni przed śmiercią uwielbianego przez Tajów króla Bhumibol Adulyadej.
Do Bangkoku dojechaliśmy ok. 6 rano. Zdziwił nas jakiś taki podejrzany spokój panujący w mieście i to, że prawie wszyscy od samego rana chodzą w żółto-niebieskich koszulkach. Takich samych jak dzień wcześniej w Nong Khai. Jeszcze nie rozumieliśmy tego do końca. Nie byliśmy świadomi, że czeka nas udział w wydarzeniu o ogromnym rozmachu.
Po dotarciu autobusem (komunikacja autobusowa tego dnia była darmowa) do turystycznego centrum miasta, zabraliśmy się za poszukiwanie możliwie taniego pokoju. W planach było pozostawienie w nim plecaków i szybka kąpiel. W zasadzie tego samego dnia, późnym wieczorem, musieliśmy załadować się do taksówki i ruszać na lotnisko, więc wymagania co to hostelu były minimalne. Po krótkich poszukiwaniach znaleźliśmy bardzo tani hostel w pobliżu Khao San Road. Klitka, ale nie potrzebowaliśmy niczego więcej. Kto by siedział w pokoju, gdy wokół tyle się dzieje? A działo się sporo - Tajowie świętowali urodziny swojego ukochanego króla, który uznawany jest za "ojca narodu tajskiego".
Urodziny króla wypadają 5 grudnia i to w tym dniu obchodzi się Narodowy Dzień Tajlandii i Narodowy Dzień Ojca. Tego dnia, zgodnie z przyjętymi zwyczajami, odbywa się główna impreza urodzinowa. Tajom to jednak nie wystarcza. Tajowie tak kochają swojego króla, że chcą świętować jak najdłużej i 11 grudnia 2015 r. zorganizowali wielki przejazd rowerowy na cześć swego Ojca - Bike for Dad.
Bangkok zdecydowanie nie przypominał Bangkoku jaki znamy. Ruch uliczny zamarł. Większość obiektów, do których tłumie ciągną turyści (np. Wat Phra Kaew), było zamknięte. Panował niecodzienny spokój. Wszędzie cykliści. Kilkaset tysięcy cyklistów w żółtych koszulkach. O godzinie 15:00 z Placu Królewskiego, wraz z przedstawicielami rodziny królewskiej ruszyły tłumy cyklistów. Do pokonania w strasznym upale mieli 29 km. Żar z nieba wydawał się im nie straszny. Dumnie, z uśmiechami na twarzy, pedałowali za Księciem Maha Maha Vajiralongkorn.
Dla nas było to niesamowite przeżycie. Morze ludzi, którzy przybyli by wyrazić swoją wdzięczność i lojalność wobec Jego Królewskiej Mości. Wow! Kiedy Król ukazał się na Placu Królewskim automatycznie wszyscy uklękli i zapadła absolutna cisza. Niektórzy płakali ze wzruszenia. Wszyscy wsłuchani byli w jego słowa. Wokół działo się tyle, że ogarnięcie tej sytuacji wydawało się zadaniem niewykonalnym, tym bardziej, że w naszym kraju ludzie nie reagują tak pozytywnie na głowę państwa. Impreza pokazała jedność mieszkańców Tajlandii. Mega wzruszający, podniosły i piękny moment.
Z okazji tego wielkiego wydarzenia, na ulicach co rusz mijaliśmy stoiska, na których rozdawano koszulki, wodę i box-y z przekąskami. Przechodząc obok jednego ze nich zostaliśmy "zaczepieni" przez żołnierzy, którzy usilnie namawiali nas na włożenie żółto-niebieskich koszulek w rozmiarze XXL. Byliśmy zgrzani, mieliśmy dość upału, a tu proszą nas o założenie kolejnej warstwy ubrań. Nie było nam to na rękę, ale ulegliśmy. I zaczęła się sesja zdjęciowa z nami w roli głównej:).
Również wstęp do zoo był darmowy. Dowiedzieliśmy się o tym przez przypadek. Siedzieliśmy na ławeczce obok bram królestwa zwierząt, gdy zagaił do nas strażnik. - Dziś wstęp do zoo jest gratis. Jeśli macie ochotę zapraszam na zwiedzanie. Postanowiliśmy skorzystać z okazji i zobaczyć jakie ciekawe okazy w nim mieszkają. Z wizyty w zoo nie zapamiętałam wiele. Nie jest jakoś szczególnie zadbane, ani interesujące. Nasze gdańskie jest zdecydowanie przyjemniejsze.
Te kilka godzin w Bangkoku minęło nam bardzo szybko. Za szybko. Nim zdążyliśmy się obejrzeć siedzieliśmy w taksówce i zmierzaliśmy na lotnisko. Żegnając się z miastem wiedzieliśmy, że jeszcze do Bangkoku wrócimy. Pisząc ten post nadal jestem o tym przekonana. Azja jest jak narkotyk. Wystarczy mała dawka, aby stać się uzależnionym na zawsze.a
Zapraszam na relację z tego właśnie dnia. Tekst powstał w 2016 r., kilka tygodni przed śmiercią uwielbianego przez Tajów króla Bhumibol Adulyadej.
Do Bangkoku dojechaliśmy ok. 6 rano. Zdziwił nas jakiś taki podejrzany spokój panujący w mieście i to, że prawie wszyscy od samego rana chodzą w żółto-niebieskich koszulkach. Takich samych jak dzień wcześniej w Nong Khai. Jeszcze nie rozumieliśmy tego do końca. Nie byliśmy świadomi, że czeka nas udział w wydarzeniu o ogromnym rozmachu.
Po dotarciu autobusem (komunikacja autobusowa tego dnia była darmowa) do turystycznego centrum miasta, zabraliśmy się za poszukiwanie możliwie taniego pokoju. W planach było pozostawienie w nim plecaków i szybka kąpiel. W zasadzie tego samego dnia, późnym wieczorem, musieliśmy załadować się do taksówki i ruszać na lotnisko, więc wymagania co to hostelu były minimalne. Po krótkich poszukiwaniach znaleźliśmy bardzo tani hostel w pobliżu Khao San Road. Klitka, ale nie potrzebowaliśmy niczego więcej. Kto by siedział w pokoju, gdy wokół tyle się dzieje? A działo się sporo - Tajowie świętowali urodziny swojego ukochanego króla, który uznawany jest za "ojca narodu tajskiego".
Urodziny króla wypadają 5 grudnia i to w tym dniu obchodzi się Narodowy Dzień Tajlandii i Narodowy Dzień Ojca. Tego dnia, zgodnie z przyjętymi zwyczajami, odbywa się główna impreza urodzinowa. Tajom to jednak nie wystarcza. Tajowie tak kochają swojego króla, że chcą świętować jak najdłużej i 11 grudnia 2015 r. zorganizowali wielki przejazd rowerowy na cześć swego Ojca - Bike for Dad.
Bangkok zdecydowanie nie przypominał Bangkoku jaki znamy. Ruch uliczny zamarł. Większość obiektów, do których tłumie ciągną turyści (np. Wat Phra Kaew), było zamknięte. Panował niecodzienny spokój. Wszędzie cykliści. Kilkaset tysięcy cyklistów w żółtych koszulkach. O godzinie 15:00 z Placu Królewskiego, wraz z przedstawicielami rodziny królewskiej ruszyły tłumy cyklistów. Do pokonania w strasznym upale mieli 29 km. Żar z nieba wydawał się im nie straszny. Dumnie, z uśmiechami na twarzy, pedałowali za Księciem Maha Maha Vajiralongkorn.
Dla nas było to niesamowite przeżycie. Morze ludzi, którzy przybyli by wyrazić swoją wdzięczność i lojalność wobec Jego Królewskiej Mości. Wow! Kiedy Król ukazał się na Placu Królewskim automatycznie wszyscy uklękli i zapadła absolutna cisza. Niektórzy płakali ze wzruszenia. Wszyscy wsłuchani byli w jego słowa. Wokół działo się tyle, że ogarnięcie tej sytuacji wydawało się zadaniem niewykonalnym, tym bardziej, że w naszym kraju ludzie nie reagują tak pozytywnie na głowę państwa. Impreza pokazała jedność mieszkańców Tajlandii. Mega wzruszający, podniosły i piękny moment.
Z okazji tego wielkiego wydarzenia, na ulicach co rusz mijaliśmy stoiska, na których rozdawano koszulki, wodę i box-y z przekąskami. Przechodząc obok jednego ze nich zostaliśmy "zaczepieni" przez żołnierzy, którzy usilnie namawiali nas na włożenie żółto-niebieskich koszulek w rozmiarze XXL. Byliśmy zgrzani, mieliśmy dość upału, a tu proszą nas o założenie kolejnej warstwy ubrań. Nie było nam to na rękę, ale ulegliśmy. I zaczęła się sesja zdjęciowa z nami w roli głównej:).
Również wstęp do zoo był darmowy. Dowiedzieliśmy się o tym przez przypadek. Siedzieliśmy na ławeczce obok bram królestwa zwierząt, gdy zagaił do nas strażnik.
- Dziś wstęp do zoo jest gratis. Jeśli macie ochotę zapraszam na zwiedzanie.
Postanowiliśmy skorzystać z okazji i zobaczyć jakie ciekawe okazy w nim mieszkają. Z wizyty w zoo nie zapamiętałam wiele. Nie jest jakoś szczególnie zadbane, ani interesujące. Nasze gdańskie jest zdecydowanie przyjemniejsze.
Te kilka godzin w Bangkoku minęło nam bardzo szybko. Za szybko. Nim zdążyliśmy się obejrzeć siedzieliśmy w taksówce i zmierzaliśmy na lotnisko. Żegnając się z miastem wiedzieliśmy, że jeszcze do Bangkoku wrócimy. Pisząc ten post nadal jestem o tym przekonana. Azja jest jak narkotyk. Wystarczy mała dawka, aby stać się uzależnionym na zawsze.a
Zapraszam na www.takiepodroze.pl
https://www.facebook.com/TAKIEPODROZE/